Skandynawia

...

Wiele lat się uczyłem i przyglądałem, jak inni organizują wyprawy. Podświadomie wyczuwałem, że teraz wybiła moja godzina!

Dziś już nie pamiętam kiedy zrodziła się idea tej ekspedycji, ale wydaje się, że jesienią 1987r. w… sytuacji, kiedy sąd koleżeński starał się załagodzić antagonizmy wynikłe w trakcie ostatniej wyprawy! Nie pamiętam też dlaczego wybrałem Skandynawię, która wówczas wydawała się równie odległa jak Australia!

Ku mojemu zdumieniu bez większych problemów udało się uzyskać zgodę na organizację tej ekspedycji Zarządu Koła Przewodników, a także Zarządu Oddziału, Zarządu Wojewódzkiego PTTK, w końcu również Zarządu Głównego PTTK i Głównej Komisji Turystyki w Warszawie!

Później było kompletowanie składu osobowego, załatwianie paszportów, wiz, autobusu itp.!

Trzeba było wysłać w świat dziesiątki pism w różnych językach, załatwić po promocyjnych cenach autobus i prom z Gdyni do Helsinek, zadbać o artykuły prasowe, medal okolicznościowy, wizy. Największe problemy były z uzyskaniem wiz, szczególnie z RFN- u, ale poświęcenie, odwaga, determinacja i „obleganie” przez dwie doby Ambasady niemieckiej przez Marka Wasilewskiego; jednego z uczestników wyprawy- przewodnika z Warszawy / żołnierza „Szarych Szeregów” / zaowocowało uzyskaniem i tej wizy!

26 czerwca 1988 r. wczesnym rankiem ruszyliśmy na północ. Żegnała nas deszczowa, smutna Polska, ale im bardziej zbliżaliśmy się do północnych brzegów Bałtyku było cieplej i prawie bezchmurnie!

Dwudniowy rejs był urozmaicony zwiedzaniem maszynowni i sterowni poczciwej już „Pomeranii” oraz oglądaniem z promu brzegów Szwecji! W Południe 28 czerwca wpłynęliśmy do Helsinek!

Helsinki są biedniejsze niż Kopenhaga czy Sztokholm, ale bogatsze niż Oslo. Główna ulica

Mannerheima wiedzie pod budynek Parlamentu . W pobliżu wykuty w skale kościół protestancki Temppeliauko; symbol tęsknoty za grotą czy ziemianką, dalej Park Sibeliusa z oryginalnym pomnikiem kompozytora przypominającym gigantyczne organy i słynny stadion olimpijski z pomnikiem Paavo Nurmiego- „Wielkiego Niemowy” najwybitniejszego długodystansowca świata lat „30” Ustawiono go już za życia sportowca!

O Helsinkach z epoki „empire” powiedziano, że było to ostatnie europejskie miasto, którego budowę zaplanowano i zrealizowano jako przedsięwzięcie artystyczne widać to najlepiej na Placu Senackim. Tu znajdują się najsłynniejsze zabytki stolicy; Katedra Luterańska, budynki uniwersyteckie i rządowe oraz pomnik cara Aleksandra II.

Odwiedziliśmy też „miasto ogród” Tapiolę Rozległość terenu i niewielka ilość mieszkańców powodowała, że nie trzeba było tworzyć granic własności. W kraju nie brak drzewa więc dużo budowano z bali uszczelnianych mchem. Jest to jednak materiał nietrwały; nic więc dziwnego, że prawie wszystkie budynki w tym kraju pochodzą z XX wieku!

Nim ruszyliśmy na północ odwiedziliśmy jeszcze królewskie Turku! W 1556 r. Gustaw Waza twórca nowożytnego państwa szwedzkiego mianował swego drugiego syna Jana Księciem Finlandii. Rozbudował on zamek w Turku i tu zamieszkał. Z licznych kandydatów do ręki / m. in. Iwan Groźny / jego wybrała Katarzyna Jagiellonka. Po ślubie w 1562r. Wilnie udała do Finlandii i do 1568r mieszkała w Abo ( Turku). Rezydencja książęcą bardziej przypominała kościół niż zamek! Odwiedziliśmy Turku, a później Tampere, Oulu i po kilku dniach dotarli do Rovaniemi, które przyjęło nas niezbyt przychylnie. W deszczu zakwaterowaliśmy się pod słynną skocznią!

 

ZA KOŁEM POLARNYM

Powstałe w 1929r miasto zostało całkowicie zniszczone w czasie wojny i na jego miejscu powstało nowe zaprojektowane przez słynnego Alwara Alto na planie „rogów renifera” !

Nieliczne piętrowe budynki mają loggie lub balkony oraz garaże, wiaty i sauny!

Obok domów starannie utrzymane skwerki, grządki kwiatowe, żywopłoty, a przy chodnikach z kolorowej kostki kamiennej rosną sosny, modrzewie i krzewy!

Z wieży pawilonu handlowego zbudowanego na Kole Podbiegunowym z wysokości kilkunastu pięter spojrzeliśmy na rozlewiska rzeki Kemi, miasto, rozległe obszary tajgi i krainę Pohjola znaną z „Kalewali”!

Tu na górze Korvantunturi mieszka święty Mikołaj!

Niegdyś zapewne jedynymi mieszkańcami tej krainy byli Lapończycy. Trudnili się hodowlą reniferów, myślistwem, rybołówstwem i tylko częściowo byli koczownikami! Nazywają się „ S a a m e” ; są niscy, mają ciemne włosy i oczy, szerokie twarze. Od Skandynawów różnią się pod względem antropologicznym. Jest ich jednak coraz mniej.

Ginie też tradycja i kultura lapońska, młodzież opuszcza swe rodzinne strony i być może po tych najstarszych mieszkańcach Płn. Europy i ich ciekawej kulturze pozostanie jedynie skansen w Inami !!!

Kierując się właśnie w tamtą stronę mijamy ostatnie europejskie oazy ciszy , czystego powietrza i wody. Jezior jest coraz mniej, a więcej bagien. Znikają też sosny, a pozostają jedynie mchy, porosty, wierzby, chrobotek reniferowy / cladonia reniferina / i najmniej wymagające co do gleby i b. odporne na surowy klimat brzozy karłowate /betula nana /. Im wyżej i dalej na północ tym tajga staje się rzadsza i wreszcie przechodzi w tundrę!

Po minięciu I w a l o dotarliśmy do dużego jeziora I n a r i / 100x 56 km. /. Tu nad jego brzegiem, przy szosie na skraju lasu znaleźliśmy świetne miejsce na rozbicie obozu. Mając świeżo w pamięci okropne ataki meszek rozpoczęliśmy od zapalenia wielkich ognisk, gdyż te straszne insekty nie lubią dymu! Tak samo chronili się i biwakujący tu Finowie!

Ok. północy po umyciu rąk, spożyciu posiłku i Mszy Świętej rozpoczęły się wspólne śpiewy i tańce, które trwały do godz. 2oo, a kilka godzin później przed opuszczeniem Finlandii odwiedziliśmy jeszcze Skansen budownictwa lapońskiego.

Skansen w Inami przekonuje, że inspiracji do budowy swych domów szukali w naturze. Odnosi się to także do spiżarń, pułapek na zwierzęta, łodzi, sań…

Naszą uwagę przykuwał też niepowtarzalny urok tego miejsca; jezioro, ogromne głazy, wzniesienia polodowcowe i pobudzona „niegasnącym słońcem” roślinność , która eksplodowała z niesłychaną mocą!

N O R T H C A P P

Docierając do fiordu Porsanger minęliśmy „70” równoleżnik. Na tej szerokości geograficznej są wybrzeża Alaski, Środkowa Grenlandia, Wyspa Wrangla i Antarktyda na Południowej Półkuli!

Choć na niebie wisiały „ołowiane” chmury i zbliżała się 23oo gdy prom odpływał do Honnigswag było bardzo jasno. Tuż przed północą dopłynęliśmy na Mageroy . Gdzie spędzić noc? Około godz. 1oo przy temperaturze +1oC, 20 km. od Nord Cappu zatrzymaliśmy się na skromnym campingu.

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy na północ. W samo południe osiągnęliśmy szerokość geograficzną 71o10’21” - to North Capp!

Jeszcze kilka lat wcześniej można było swobodnie poruszać się po całym terenie, ale tym razem stał już pawilon z salą kinową, barem szybkiej obsługi, sklepem z pamiątkami i restauracją. Pomyślano też i o biletach wstępu – 15 USD! Okolicznościowy medal, który sprezentowałem recepcjoniście i uśmiech towarzyszącej mi Anny; pięknej Krakowianki otworzyły „gratis” bramy North Cappu! Wkrótce ku niemałej naszej satysfakcji medal, jako pierwszy obiekt z Polski umieszczono w gablocie z pamiątkami z całego świata!

Silny wiatr, bezmiar wód M. Barentsa i prawdziwie polarna aura przywodziła na myśl trudy śmiałków, którzy się tu niegdyś zapuszczali. Bez żalu więc opuszczaliśmy tę niegościnną wyspę

Co najbardziej po wielu latach utkwiło w pamięci? Z pewnością te „dzikie” campingi w niezwykłej scenerii Arktyki! Kolejna noc – cudowne miejsce w głębokiej dolinie między szosą, rzeką i jeziorem. Mimo kamienistego podłoża rosły dość bujne krzewy, sosny, brzozy karłowate i wysokie mchy. O 21.3o była Msza Święta. Później rozpaliliśmy ognisko, bo to i trochę cieplej i łatwiej pogawędzić… Z dołu; mimo b. późnej pory dostrzegliśmy kilka dobrze oświetlonych wyższych partii gór. Trudno było oprzeć się pokusie by się tam wspiąć i zobaczyć słońce o … północy! W towarzystwie 3 kolegów wyruszyłem w stronę pobliskiego wzniesienia. Początkowo środkiem głębokiej doliny wzdłuż strumyka wpadającego do jeziora nad, którym rozbiliśmy namioty. O tej porze roku była tu dość bujna roślinność. Im wyżej, krzewów, traw i porostów było mniej. W połowie drogi były już jedynie połamane przez lawiny brzozy karłowate i mchy. Jeszcze wyżej tylko głazy porośnięte wysokimi mchami przesiąknięte wodą i grzęzawiska. Po godzinie wspinaczki gdy już zbliżała się północ znaleźliśmy się na stromym stoku pełnym ogromnych bloków skalnych. To rumowisko ostrych, mokrych, kamieni i szczelin było trudne do pokonania nawet dla dobrego taternika! Każdy krok, każde postawienie stopy sprawiało coraz większą trudność. By nie złamać czy zwichnąć sobie nogi konieczna była duża koncentracja i odwaga. Już dawno dwaj towarzysze wyprawy pozostali daleko w tyle, a Antek od godziny szedł inną ścieżką! Co chwilę znikał mi z pola widzenia, ale w ciszy i skupieniu zmierzał w stronę szczytu! Niesłychana to była rywalizacja; z przestrzenią, czasem i rywalem, by być pierwszym! Zmęczenie coraz bardziej dawało znać o sobie, a za nim wizja porażki, myśl o rezygnacji! Ale bliskość celu tak niezwykłego, świadomość, że jeszcze może dziesięć, pięć, cztery, trzy… minuty i już będzie koniec tej morderczej wspinaczki, bardzo mobilizowała! Może tylko w czasie półtorarocznego pobytu na pustyni czułem się tak straszliwie samotny. Krok po kroku wspinałem się do góry wsłuchując się w rytm własnego serca. Tak daleko był już świat ludzi, dawno przekroczona została granica w obrębie której czuliśmy się bezpieczni. Nasze życie stało się cząstką otaczającego bezkresu, coś złowieszczego czaiło się w tym terenie, wszędzie wyczuwałem grozę! Na tej wysokości nie ma już żadnych form życia, a każda ożywiona istota z pewnością wytrąciłaby mnie z równowagi!

Dochodziła 24oo gdy równocześnie weszliśmy na szczyt Przed naszym wzrokiem ukazał się widok doprawdy fascynujący; jakbym nagle znalazł się w środku oceanu, który przy swym niejednolitym obrazie życia i śmierci wywiera bardzo silne wrażenie i uderza niepowtarzalnym pięknem. Niektóre partie gór skąpane w promieniach słońca, jak w obrazach Rembrandta, inne niżej położone w cieniu…

Szczyty tchnęły bezlitosnym nastrojem grobu i śmierci, ale w dole szumiące strumyki i pulsująca życiem roślinność przypominała, że jesteśmy w samym polarnego lata.

Oglądałem jak zahipnotyzowany ten piękny i niezwykły krajobraz. Zdumiewała gra kolorów na lekko zachmurzonym niebie, łagodne przejście czerni w biel, w innych miejscach wszystkie kolory tęczy. Przy warunkach termicznych jakie tu panują i refrakcji widoczne były szczyty odległe nawet o100-150 km!

Tu wszystko jest niezwykłe ; jeśli jest lato to słońce nie znika pod horyzontem przez 1/3 roku, przez 1/3 roku trwa nieustanna wegetacja roślin, by rośliny zdążyły wykiełkować, urosnąć, zakwitnąć i wydać owoce. Później obumierają i przez 1/3 roku jest ciemno i zimno!

Choć wydaje się, że panuje tu niczym nie zmącony spokój, wszystko co żyje musi prowadzić straszliwą walkę o przetrwanie.

Kto to widział, kto przeżył tę ciszę chwilami tylko zakłóconą głosami przyrody, ten i po wielu latach będzie wracał do tego świata pełnego grozy ale i niezwykłej urody!

 

W TROMSO

Po nocy pełnych wrażeń spędzonej w dolinie niewielkiej rzeki w pobliżu miejscowości Kwisby oglądaliśmy kolejne fiordy; Alta , Kvagen, Lynges, Bals. Przemierzyliśmy setki kilometrów , a krajobraz zmieniał się jak w kalejdoskopie: góry, rzeki, lasy, wyspy, jeziora polodowcowe, lodowce, wodospady! Wszędzie czysta woda, czyste powietrze i czyste, schludne małe osady i miasteczka. Na dalekiej północy prawdziwą metropolią jest Tromso. W 1940 roku stąd odpływał król do Wielkiej Brytanii! Miasto leży na wyspie T r o m s e y a połączonej z lądem 1 kilometrowym mostem. W jego sąsiedztwie znajduje się zbudowany w 1965 roku Kościół Luterański zwany KATEDRĄ OCEANU ARKTYCZNEGO.

Niedaleko od niego przy. ulicy Gronnegota jest niewielki kościół rzymsko- katolicki gdzie pracowali dwaj polscy księża. Ich parafia liczyła ok. 800 osób i obejmowała ¼ powierzchni Polski . Na nasz przyjazd czekali z niecierpliwością i przyjęli nas bardzo serdecznie oddając do dyspozycji cały budynek przylegający do świątyni. Codziennie w plenerze, a tym razem w kościele odprawiono mszę świętą, a po niej polscy misjonarze zabrali ks. Antoniego i mnie do siebie na plebanię odległą ok. 2km. od kościoła. „Tonie” ona w kępach okazałych palm Tromso / gatunek sprowadzony z Finlandii i tu znalazł idealne warunki wegetacji /.

Po saunie i kolacji w towarzystwie misjonarza ze Sri Lanki urządzono nam objazd miasta-

„Tromso by night”. Była cudowna bezchmurna pogoda , więc w samym środku nocy jaskrawo świecące słońce było doskonale widoczne z każdego niemal punktu miasta.

Patrzyliśmy na zegarki 23.57, 23.58 , 23.59 , a później jeszcze 60 sekund i chwila zadumy !

W tym momencie słońce osiągnęło minimum swego położenia nad horyzontem i od tej pory zaczęło się wznosić do góry. Przeżycie to wielkie!!!

Wracaliśmy na nocleg pełni wrażeń. Tu i ówdzie na ulicach wyludnionego miasta byli nasi koledzy, którzy jak my starali się utrwalić w swej pamięci na zawsze tę niezwykłą chwilę!

Lato polarne wydawało się nam czymś fascynującym, zima okropna, czy tak jest istotnie? Misjonarze opowiadali nam, że tej zimy raz nasypało 3.5m i trzeba było drążyć tunele by dostać się z jednego budynku do drugiego. W tym okresie życia miasta było całkowicie sparaliżowane. Gdy 15 listopada zapala się lampy uliczne gasi się 15 marca.

W bezmiarze ciemności każda nawet najmniejsza lampa to jakby cud. Świadczy , że nie wszystko tu umarło- życie wydaje się o tej porze roku prawdziwym cudem!!!

 

ZIEMIA Z NARVIKU NA KOPIEC J. PIŁSUDSKIEGO

 

Choć był to 1988 r., a stan wojenny i dramat „Solidarności” spowodował apatię społeczeństwa jednak świtała już jutrzenka wolności. Oto w „Gazecie Krakowskiej”, tej samej , która tak chlubnie zapisała się w pamięci Polaków z przed 13 grudnia 1981r. na pierwszej stronie można było przeczytać „Ziemia z Narviku na kopiec Piłsudskiego”!

O tym dniu myśleliśmy od dawna, bo przecież pobranie ziemi z polskiego cmentarza było głównym celem naszej ekspedycji!

Droga od strony północnej wiedzie koło fiordu przez most wiszący. W jednej z dolin nazbieraliśmy trochę polnych kwiatów i ruszyli dalej, Ok. 20.30 byliśmy na cmentarzu w Ankenes. Bez problemu odnaleźliśmy płytę z napisem:

„Pamięci 66 polskich żołnierzy

poległych w walce o wolność

Norwegii i Polski, Pamięci 31 obywateli, którzy

w latach wojny 1940-45 zostali tutaj pochowani”

Przy mogile polskich żołnierzy ks. Antoni odprawił Msze Świętą, wygłosił piękną homilię, a kierownik wyprawy W. Grodecki wspomniał o roli przewodników w budzeniu świadomości społeczeństwa i patriotyzmu! Pobranie ziemi przez Gosię i Andrzeja – członków Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego złożenie kwiatów i „Boże coś Polskę” zakończyło uroczystości. Noc spędziliśmy w tutejszej plebani gdzie proboszczem był kapłan z Niemiec.

Następnego dnia odwiedziliśmy jeszcze Pomnik Polskiego Marynarza na „Grom Plass” i Muzeum Wojenne gdzie jest dużo „poloników”

 

FIORDY, RZEKI , WODOSPADY

Tuż za Narvikiem minęliśmy kilka niewielkich fiordów, by przez chwilę przepłynąć promem Tysfjord. Widać było z niego wyspy Hinnoy i Lofoty. Za Bognes fjordów było już mniej, a krajobraz bardziej przypominał , alpejską Szwajcarie, gdzie jest dużo tuneli niż Norwegię!. W ciągu niespełna godziny minęliśmy ich 15!

Nad brzegiem Soft fiordu w pobliżu szosy u ujścia do fiordu górskiego strumyka znaleźliśmy trochę miejsca! Rozbiliśmy namioty… Brzeg fiordu jest tu łagodny i ku naszemu zdumieniu wciągu kilkudziesięciu minut woda cofnęła się o ok. 500 metrów! Cztery razy dziennie / dwa przypływy i dwa odpływy / przelewają się gwałtownie przez przesmyk S a l s t r a u m e n.

W pobliskich zagrodach paliły się lampy, ale nie było w nich nikogo! Wszędzie było czuć przejmującą pustkę i ciszę. Jeden dom , drugi, trzeci, później niewielka drewniana świątynia i skrawek lasu.

Z niewielkiego cypla znowu ukazał się niezwykły widok na uśpione zwierciadło wody i pokryte śniegiem odległe szczyty!

Usiadłem by rozkoszować się zapachami dzikich bzów i trawy by chłonąć ciszą w bezludnym krajobrazie, by delektować się tymi niezwykłymi widokami! Czułem to niesłychane piękno i grozę! Obserwowałem z zafascynowaniem ten dziki świat masywów skalnych i ten dolinie wśród wzgórz,. Ten na skalnym progu wśród przepaści i ten nad rozlewiskiem spokojnych strumieni. Tamten niespokojny, mroczny, groźny i ten pełen filozoficznego umiaru piękna i pogody, Tamten świat lecących kamieni, orłów i porywających wichrów i ten pełen harmonii i nieopisanego uroku!

Bujna roślinność doliny  S a l t d a l e n   w miarę jak wspinamy się do góry staje się coraz bardziej uboga! Saltfjellert to serce Nordlandu. Tędy przebiega równoleżnik 66o33, a więc Koło Podbiegunowe! Wyznaczają go umieszczone w odległości kilkudziesięciu metrów symboliczne globusy na piramidkach z otoczaków! Droga biegnie wzdłuż rzeki leżącej w środku obszernej doliny dookoła, której znajdują się sklepy z pamiątkami. Stąd ładny widok na ośnieżone zbocza gór i linię kolejową obudowaną specjalnym tunelem chroniącym przed śniegiem. Jeśli zaś spojrzymy pod stopy to zobaczymy niezwykłe bogactwo flory! Tu przekraczamy granicę krainy gdzie występuje „dzień i noc polarna”. Na tej linii raz w roku słońce nie wschodzi i raz nie zachodzi!

 

 

Władysław Grodecki

Finlandia: Helsinki, katedra luterańska

Finlandia: zamek w Turku

Finlandia: odpoczynek za Tempere

Finlandia: Za Tempere

Bałtyk

Finlandia: Rowaniemi

Finlandia: Rowaniemi

Finlandia: zachód słońca w Helsinkach

Na kempingu w Finlandii

Mapa Norwegii

Norwegia: promem do Nordkappu

Norwegia: w pobliżu Nordkappu

Norwegia: z pobliżu Nordkappu

Norwegia: Nordkapp

Nordkapp

Norwegia - koło Alty

Norwegia - koło Alty

Norwegia - o północy koło Alty

Szwecja: statek Waza

Szwecja: statek Waza

Sztokholm

Sztokholm, kościół Św. Jana

Sztokholm: Ridstag (szwedzki parlament)

Sztokholm: skarbiec w pałacu królewskim

Sala bankietowa ratusza w Oslo, w której odbywają się ceremonie wręczenia Nagrody Nobla.

Szwecja: ruiny zamku koło Malmo

Msza w pobliżu Malmo

...

Jeszcze na wiosnę 1996 r. Norwegia należała do rzadko odwiedzanych krajów przez Polaków. W tym czasie współpracowałem z Biurem Podróży „ Soltur”, które pilnie poszukiwało pilota dla wycieczki do Płd. Norwegii. Niełatwo było w Polsce znaleźć kogoś, kto tam był, kto podjąłby się tego zadania. Program był wyjątkowo napięty i trudny do realizacji. Zaproponowano mi i choć było to kolejne „niełatwe wyzwanie” podjąłem się jego realizacji.

Była to wyjątkowa, chyba najciekawsza propozycja jaką w tamtych latach otrzymałem ze strony biur podróży!

 

Południowa – norweska przyroda zawsze robiła duże wrażenie na turystach. Przybyszewski o Kongsvinger napisał:

Powietrze jest tu bardzo ładne –śnieg stajał, wiosna w pełnym rozkwicie... A wiosna tutejsza o ile wspanialsza od naszej. Wyskrobać się na taką skałe i popatrzeć w dół na lasy, na te rozrzucone czerwone, pomalowane chałupy i całą siec jezior i na wspaniałą rzekę Glomen! Jak to wszystko się mieni i pianą tryszczy i wiosną dyszy.”

 

Są tu piękne góry, lodowce, wodospady, lasy, jeziora , a przede wszystkim zapierające dech fiordy.

 

Nim dotarliśmy do największego z nich, Sognefiord,  odwiedziliśmy miejscowość Vang. Był tu niegdyś piękny drewniany kościółek. Ok. 1840 r. parafianie postanowili wybudować nowy, większy kościół za uzyskane ze sprzedaży starego, drewnianego. Wiadomość o wystawieniu kościółka na sprzedaż dotarła do urodzonego w Norwegii, a osiadłego w Dreźnie prof. Dahla. Interesował się starymi drewnianymi kościołami w swojej ojczyźnie.

Zakupił świątynię za 8o talarów w złocie. O tej transakcji dowiedział się król pruski Fryderyk Wilhelm IV , który skłonił profesora by odstąpił mu ten kościół. W 1841 r. przetransportowano go do Muzeum Królewskiego w Berlinie, ale projekt umieszczenia go na Wyspie Pawiej został odrzucony i za sprawą zaprzyjaźnionego z panującym domem hr. V. Roden znalazł się w Karpaczu, gdzie można go oglądać do dziś.

 

Z drewnianych świątyń typu stav zachowało się do dziś ok. 30, a najpiękniejszy z nich to kościółek p/w św. Andrzeja z 1150 r. w Borgund, który również odwiedziliśmy tego dnia. Pogoda niestety popsuła się i zaczęło padać. W strugach ulewnego deszczu dotarliśmy do Songdal nad Sognefjordem. Nie najlepsza pogoda była i w następne dni, bo okolice Bergen to rejon najczęstszych opadów w Norwegii. Część prawdy o pogodzie w tym regionie oddaje następujący dowcip: turystka spędziła w tym mieście kilka dni i ciągle padało. Zirytowana zapytała spotkanego chłopca: „Czy tutaj zawsze pada?” . „Nie wiem. Mam dopiero 13 lat”.

A jednak tym co najbardziej kojarzy się z Norwegią i zarazem jest w niej najbardziej pociągające są fiordy- długie, wąskie zatoki wrzynające się głęboko w ląd, które nadają linii brzegowej postrzępiony charakter. Te dzikie doliny o niezwykłych kształtach oszałamiają swoim widokiem. Często przekraczaliśmy granicę świata ludzi, granicę gdzie czulibyśmy się bezpiecznie. Życie tu stało się cząstką otaczającego bezkresu, zewsząd czuć grozę, coś złowieszczego czai się w terenie. Martwy obszar przygniata jak koszmar.

Wspięliśmy się na jeden z jęzorów największego lodowca Europy Jostedalsbreen, innym razem podziwialiśmy bodajże najpiękniejszy wodospad Norwegii Veringfoss, płynęli promem z Gudvangen do Kaupanger i jechali kolejką górską z Myrdal do Flam.

Jak zahipnotyzowani podziwialiśmy ten piękny pełen gór, jezior, rzek i dolin krajobraz. Zdumiewała gama kolorów na lekko zachmurzonym niebie, łagodne przejście czerni w biel pod horyzontem, ale i silne kontrasty barw.

Zapominaliśmy o zmęczeniu, deszczu, zimnie, o innych trudach wędrówki... Kto raz zobaczył ten niezmącony ludzką działalnością krajobraz, kto przeżył tę złowrogą ciszę, kto pokonał swą słabość i chwilę zwątpienia ten nigdy nie zapomni tej fascynującej przygody! „Przygody życia” dla niejednego z ok. 40 uczestników?

Władysław Grodecki