Mołdawia

 

 

 

 

 

Ku mojemu zaskoczeniu marszrutka zatrzymała się na jezdni, a nie na dworcu autobusowym. Jak zwykle w takiej sytuacji pojawił się taksówkarz, który zaproponował zawiezienie do hotelu. Odmówiłem i prawie natychmiast podeszła młoda dziewczyna, Viktoria, która po angielsku zapewniła mnie, że tu można rozbić namiot, że jesteśmy na dworcu autobusowym, po czym minęliśmy bramkę obok szpaleru wysokich krzewów i zobaczyłem rozległy plac i budynek Dworca Autobusowego. Chyba nierzadko zjawiają się tu tacy pasażerowie, kiedy natychmiast zauważył mnie kierownik dworca i pracujące w kasie panie. Szef od razu zaproponował mi bym rozbił namiot na placu nad brzegiem rzeki. Dobry człowiek, pomyślałem, ale jeszcze korzystniejsze wrażenie zrobiła na mnie bileterka, Nela. Powiedziała, że nie odjeżdżają stąd marszrutki do Czerniowiec, a tylko do Lipcan i tam jest przesiadka na inny busik. Pierwszy jest o 7.20 następnego dnia i kosztuje 66 lei. Od razu odliczyłem pieniądze, ale kasjerka miała kłopoty z komputerem. Powiedziała mi bym się nie martwił, pojadę bez biletu, a teraz proszę zostawić plecak w biurze i przyjść o godz. 17.00. Wzbudziła we mnie takie zaufanie, że poza aparatem fotograficznym i kamerą video wszystko zostawiłem i udałem się na zwiedzanie miasta. Równolegle do brzegu Dniestru obok wysokiego muru prowadzi deptak. Około 2 km. od dworca autobusowego znajduje się potężny zamek. Gdy zbliżałem się do niego starsza miła pani już go zamykała , ale prosiła by przyjść za 20 minut. Przyszedłem i po drewnianych schodach wszedłem do bramy, a później na dziedziniec.

Lekcja historii

Tu Mikołaj skończył swą opowieść, a ja przypomniałem miłemu gospodarzowi co było dalej:

Polacy znowu tu wrócili w 1918 r. gdy tu mieścił się ośrodek tworzenia II Korpusu WP z żołnierzy polskich walczących w armii rosyjskiej na froncie rumuńskim. Był tu Sztab Korpusu i 10 różnych jednostek. W pobliskich miejscowościach stacjonowały inne jednostki.

Do tych oddziałów po pokonaniu ok. trzystukilometrowej trasy z Rarańczy do Sorok. dotarła II Brygada Legionów Józefa Hallera. Stało się to gdy Austriacy i Niemcy zawarli traktat w Brześciu z Ukrainą przyznający im Chełmszczyznę i część Podlasia. Rozdając każdemu pułkowi po kilka egzemplarzy „Trylogii” chcąc dodać żołnierzom otuchy nawiązał do chwalebnych czynów Sobieskiego i Jeremiego Wiśniowieckiego. Dla wielu żołnierzy korpusu formowanego w Sorokach toczone tam walki stały się dalszą częścią „Trylogii”. Po zawarciu przez Rumunię traktatu z Niemcami, Polacy musieli opuścić Sorokę. Rumunia otrzymała Besarabię ( w jej skład wchodziła Mołdawia ), a Korpus przeprawił się na drugą stronę Dniestru.

Na koniec zapytałem o polski kościół, o mieszkających tu dziś Polaków ( podobno 5 rodzin ). Mikołaj nie ukrywał wyraźnej sympatii do Polski i Polaków i niechęci do Rosji, czyniąc wyraźną aluzję do podziału Mołdawii, do oderwania lewobrzeżnej części Naddniestrza.

Nad Dniestrem pod namiotem

 

Ulewny deszcz opóźnił mój powrót na Dworzec Autobusowy, gdzie czekała na mnie przemiła Nela. Przygotowała herbatę, wyciągnęła torbę z pomidorami i ogórkami, odłamała kawał chleba i białego sera. Proszę jedz, zachęcała. Przyniosła mi to kobieta, której zrobiłam zastrzyk, jestem pielęgniarką. Nela zachowywała się tak swobodnie i naturalnie jakby znała mnie wiele lat. Gdy spojrzałem na jej twarz, jak się uśmiecha minęło zmęczenie, trudy wędrówki, głód, pragnienie i brak odpowiednich warunków sanitarnych. Równie sympatycznie przyjął mnie przyjaciel P. Mikołaja Misza. inżynier, mechanik, emeryt. Po 40 latach pracy otrzymuje 40 USD emerytury. Misza nawet nie zaprosił mnie do środka. Wstydził się. Rozbiłem namiot na podwórku powyżej domu i udałem się nad brzeg Dniestru, gdzie dwaj synowie łowili ryby. Małe, kilkucentymetrowe kiełbiki, które z ziemniakami i cebulą smażyliśmy na ognisku do północy. Kolacja była bardzo smaczna, gorzej było z napojem. W Styrczy było wino i sok pomidorowy, tu nie było nawet wody. Dobrze, że miałem trochę zaczerpniętej w studni w zamku, bo chyba umarłbym z pragnienia. Jeszcze gorzej było z wodą do mycia. Nie widziałem nigdzie kranu czy studni. Gdzie Ci ludzie się myją? Z opresji znowu uratowała mnie Nela. Gdy po bezsennej nocy ( ujadanie psów ) zerwałem się rano, złożyłem mokry namiot, przybiegłem na Dworzec Autobusowy, i tam się umyłem!

Soroki są biedne, jak inne miasta i wsie Mołdawii, ale jest jedna dzielnica, gdzie bogactwo wylewa się na krętą, szeroką, pełną wyboi drogę. Dominuje ona nad miastem i rzeką. Tu na wzgórzu jedna kamienica jest okazalsza od drugiej, bogatsza niż gdziekolwiek indziej na świecie zamieszkała przez cygańską arystokrację. Jest tu cerkiew i cmentarz. Pytałem spotkanych tam Cyganów skąd to bogactwo. Nie z kradzieży, żebrania, wróżenia, a z pracy, prowadzenia różnych interesów, głównie w Moskwie i innych miastach Rosji!

 

Władysław Grodecki