Wycieczka do Anglii i Szkocji

Pod koniec 1981 r. po serii wycieczek po Azji (Egipt, Indie, Azja Środkowa, Korea, Irak, Syria, Jordania, Kuwejt) i Europie Zachodniej (Italia, Austria, Francja, Szwajcaria, Grecja, Jugosławia) zadecydowałem, że kolejnym krajem na mojej liście odwiedzanych krajów będzie Wielka Brytania. Cóż więc, wykupiłem w „Orbisie” za 174 USD wycieczkę do Londynu na początku 1982 r. Przez kilka dni studiowałem różne przewodniki, encyklopedie ( nie było wówczas internetu !), sporządziłem wiele notatek i czekałem na wyjazd. I oto 13 grudnia, wprowadzenie przez generała W. Jaruzelskiego „stanu wojennego” sprawiło, że po tygodniu można było odebrać równowartość tych 174 USD w złotówkach. O wyjeździe i to na Zachód można było tylko pomarzyć! Wkrótce sytuacja zaczęła się zmieniać, bo przecież nic nie trwa wiecznie. Pierwsze jaskółki zmian to wyjazdy promowe do Finlandii, Szwecji, Dani i RFN w latach 1983 i 1984. Początkowo były to wycieczki z biletem w jedną stronę! Na prom w Świnoujściu wsiadało np. 200 osób, a wracało po dwóch dniach 5. W jednej z takich do Travemunde sam uczestniczyłem. W kolejnych latach następowało złagodzenie przepisów paszportowych i celnych, a efektem tego były wycieczki organizowane przez Biura Podróży głównie do Azji ( ja w 1986 r. uczestniczyłem w wycieczce Orbisu do Wietnamu ). Dalsza liberalizacja przepisów dawała możliwość wyjazdów grupowych, jak 10 lat wcześniej na Zachód Europy ( w moim przypadku były to wyjazdy do Hiszpanii i Skandynawii – moja wyprawa w 1988 r. ) Kolejne lata dla mnie były wyjątkowo bogate , to cała seria wypraw do Turcji, Europy Zachodniej, na Ukrainę, dookoła świata i na Daleki Wschód. Przez wiele lat jednak nie powtórzyła się okazja odwiedzenia Wielkiej Brytanii, choć przecież przemierzyłem już niemal cały świat. Na tę szansę czekałem aż 34 lata.

Na początku wiosny 2016 r. Cecylia, ciocia bestialsko zamordowanego 9 sierpnia 1991 r. w peruwiańskim Pariakoto bł. Zbyszka Strzałkowskiego powiedziała mi, że Koło PTTK Pielgrzym przy parafii św. Stanisława Kostki na Dębnikach organizuje w lipcu pielgrzymkę do Szkocji i Anglii. Szybko zgłosiłem się już niestety w tym momencie byłem już 10 na liście rezerwowej. Szanse na wyjazd były więc „zerowe”, ale prosiłem o wpis. Zapisałem się więc na inną wycieczkę w tym samym terminie ; Litwa-Łotwa-Estonia. I oto na kilka dni przed wyjazdem telefon od Wiesi- organizatorki , że ktoś w ostatniej chwili zrezygnował z wyjazdu i ja mogę się zabrać.

Od razu zgłosiłem rezygnację z wycieczki do krajów bałtyckich, a następnego dnia wpłaciłem na konto organizatorów 2600 zł. Błyskawicznie biuro podróży w Bielsku przyjęło moją rezygnację z imprezy na Litwę i obciążyło mnie 50% kosztami ( 650 zł ). Zdziwił mnie bardzo pośpiech Biura „Tęcza”, dawno już mieli komplet i rezerwę i mogli mi zwrócić wszystkie pieniądze ( tak jak było w przypadku wyprawy do Szkocji- moje pieniądze w całości zwrócono osobie rezygnującej ). Cóż pecunia non olet („pieniądze nie śmierdzą ), a przecież deklarowałem wyjazd na tę samą trasę w najbliższym terminie i reklamę biura. Czasu na przygotowanie było mało, byłem ostatnim na liście i jako ostatni dotarłem na miejsce odjazdu w poniedziałek 11 lipca gdy wszystkie miejsca poza jednym w ostatnim rzędzie były zajęte. Organizatorzy poinformowali mnie, że zbiórka uczestników jest o godz. 4.00, a tymczasem o tej porze już wszyscy siedzieli w autobusie. O minimalnym spóźnieniu (ok. 5 minut ) informowałem kogo należy. Miało to fatalny skutek, bo przy każdym zatrzymaniu autobusu wychodziliśmy na zewnątrz kilka minut później gdy pilot z grupą był już ok. 100 m. dalej. Ponadto była tam potworna ciasnota, brak miejsca na bagaż podręczny , smród itd. oto warunki podróży przez 10 dni, a codziennie pokonywaliśmy od 600- 1100 km. Na pocieszenie pozostał fakt, że miałem miejsce koło dr Józka Partyki zastępcy Dyrektora Ojcowskiego Parku Narodowego i poza dwoma przypadkami spaliśmy w jednym pokoju. Człowiek miły, mądry i tej samej „opcji” politycznej, choć trochę „zamknięty”, niezbyt rozmowny.

RUSZAMY W DROGĘ

Dzień 1., poniedziałek, 11.lipca 2016 r.

4.20 nastąpił wyjazd z przed kościoła św. Stanisława Kostki w Krakowie. Przejazd autostradą do Katowic, gdzie wsiadł pilot Wojciech Malinowski, a później znowu wróciliśmy na autostradę. Do przejechania tego dnia mieliśmy ok. 1100 km. Przed granicą był ostatni postój na zakupy i toaletę. Jazda wzdłuż autostrady cały czas między sztucznie zasadzonymi kępami drzew i zagajników nie daje możliwości dobrych obserwacji. Środkowe Niemcy to tereny pagórkowate, pełne niewielkich skupisk leśnych , nielicznych wiosek i miast. Roślinność bardzo monotonna, mało tu różnych gatunków co ciągle podkreślał mój sąsiad. Jeden postój miał miejsce na terenie byłego NRD w pobliżu kościoła, gdzie odprawiono msze świętą.. Takich kościołów „ekumenicznych” jest sporo przy autostradach! Sprawny pojazd świetni , niekonfliktowi kierowcy i dobre drogi sprawiły, że już ok. 20.00 byliśmy w hotelu IBIS w Kolonii. Był jeszcze czas na ewentualny wjazd do centrum miasta i zobaczyć słynną katedrę, ale spore zmęczenie sprawiło, że udaliśmy się do restauracji by zjeść obiadokolację. Dość skromny posiłek, makaron z sosem i mięsem bardzo mi smakował. Przyzwoity dwuosobowy pokój i miłe towarzystwo sprawiło, że same niedostatki podróży zostały w znacznym stopniu zniwelowane.

Dzień 2., wtorek, 12 lipca 2016r.

Po dość dobrym śniadaniu w recepcji hotelowej (godz. 6.00 ) udaliśmy się na południe. Tym razem dość duże korki uniemożliwiły nam szybką jazdę. Omijając Brukselę z 20 minutowym spóźnieniem dotarliśmy do Dunkierki. Tu była kontrola dokumentów i bagażu jak na lotnisku. W zupełnie pustym terminalu czekaliśmy na następny kurs ok. 90 minut, oglądając jego wnętrze, a z okien zabudowane słynne piaski Dunkierki. W ciągu wieków przechodziły z rąk do rąk. Flamandowie, Hiszpanie, Anglicy i wreszcie Francuzi. Tu 2 grudnia 1662 r. wjechał Król Słońce – Ludwik XIV. Tu w dniach 26V-3VI 1940 miała miejsce. ewakuacja 338 226 brytyjskich i francuskich żołnierzy. Alianci stracili tu ok. 300 statków. W maju 1945 r. Dunkierka została wyzwolona przez wojska francuskie i czechosłowackie.

Punktualnie o 14.00 prom wystartował w kierunku Anglii. Na platformę nr 5 wjechał nasz autobus, a my z poziomu 7 i 8 najpierw oglądaliśmy rozległe zabudowania portowe Dunkierki, a po 2 godzinach imponujące klify Denver. Byłoby milej gdyby nie silny, zimny wiatr. Jadąc i płynąc ciągle na zachód minęliśmy jedną strefę czasową i zyskaliśmy ponad godzinę. Dzięki temu udało nam się dość wcześnie dojechać do Canterbury. Autobus zaparkowano i pieszo w strugach deszczu doszliśmy do katedry. W mieście niezbyt interesujące domki parterowe, niektóre wybudowane po II wojnie światowej. Dużo z nich wybudowane z kamienia, rzadziej z cegły i drzewa. Za 8 funtów weszliśmy do katedry (gdybyśmy przyszli trochę wcześniej była możliwość zwiedzania wnętrza katedry, gdybyśmy zjawili się kilkanaście minut później weszlibyśmy gratis ). Katedra w Canterbury to główna świątynia anglikańska, kościół prymasa. Ogromne rozmiary budzą zdumienie, ale architektura nie jest tak finezyjna jak gotyckich katedr północnej Francji. Na poziomie „0” znajdują się obszerne krypty, a na piętrze bogata nawa główna. Tego dnia była zajęta przez uczniów szkoły muzycznej. W obrębie kompleksu katedralnego jest kilka dziedzińców. Na uwagę zasługuje też gigantyczny platan. W Canterbury poza katedrą i krótkim spacerem po mieście oglądaliśmy też ruiny klasztoru św. Augustyna ( na liście dziedzictwa UNESCO ) oraz kościół katolicki, gdzie odprawiona była msza święta.

Dzień 3., środa 13 lipca 2016 r.

Bardzo bogaty program – WINDSOR-OXFORD-STRATFORD

Na początku była wizyta, a nie zwiedzanie Windsoru. To rezydencja królów angielskich od 1110 r. W jego podziemiach znajdują się groby królów, a wraz Buckingham Palace w Londynie i pałacem Holyrood w Edynburgu jest główną rezydencją monarchy. Tu królowie przyjmują prywatnych i oficjalnych gości. Zamek w Windsorze jest największym zamieszkałym zamkiem na świecie: 800 m długości mury, 19 baszt i ok. 45 000 m2. Wnętrza muzealne zawierają cenne obrazy, rysunki i wyroby rzemiosła artystycznego. Niestety dotarliśmy tylko do bramy głównej. W tę stronę przy dźwiękach orkiestry zmierzała warta honorowa, a po obu stronach ulicy obserwowały ją tłumy gapiów.

Kolejny punkt programu to OXFORD W tym mieście w 1167 r. powstał najstarszy uniwersytet w krajach anglosaskich. Henryk II zakazał żakom z Anglii nauki na Sorbonie co przyczyniło się do powrotu na wyspę, osiedlenie się w Oxfordzie i powstania uniwersytetu. To najbardziej renomowana uczelnia Wlk. Brytanii i jedna z najbardziej renomowanych na świecie ( w 2006 r. trzecie miejsce w rankingu po Harwardzie i Cambridge ). Jest tu 38 niezależnych kolegiów. Mury uczelni opuściło 44 laureatów nagrody Nobla, 12 świętych, 1 papież, wiele głów państw ( B. Clinton, Indira Gandhi, V. Orban, król Norwegii Harald V ). A z uniwersytetem związane jest ok. 100 bibliotek. Bodleian Library to jedna z trzech najważniejszych w Wlk. Brytanii. Budynki uniwersyteckie –muzeum archeologiczne ( z bardzo cennymi zbiorami sztuki starożytnej ) i biblioteka Bodleian zrobiły na mnie największe wrażanie. STRATFORD – miasto Szekspira to ostatni punkt programu tego dnia . W pobliżu centrum znajduje się pomnik pisarza w otoczeniu pomników bohaterów głównych sztuk (Makbet, Otello) Dom pisarza niezbyt okazały, o fasadzie dość ubogiej znajduje się przy jednej z bocznych ulic w centrum miasta. Turyści przyjeżdżają tu głównie dla Szekspira, pielgrzymi z królewskiego Krakowa również. Nocleg w Manchesterze.

Dzień 4., czwartek, 14 lipca 2016 r.

Wyjazd z Manchesteru, miasta odpowiednika polskiej Łodzi. Zwiedzania tam nie było. Przejazd przez środkową Anglię, wzdłuż autostrady, a więc z pominięciem miast i wsi. Cały czas towarzyszyły nam pastwiska, gdzie wypasano jak przed wiekami owce ( rzadziej krowy ) Działki są oddzielone od siebie murkiem kamiennym. Na północy Anglii jest więcej luźnych zabudowań farmerskich Dość chłodny i wilgotny klimat oraz nie najlepsze gleby nie bardzo nadają się pod uprawę zbóż, ziemniaków czy jarzyn. Kiedyś cały kraj był pokryty lasem, ale został on wycięty na stemple do kopalni i budowę okrętów, przez tych korsarzy, barbarzyńców, którzy w XIX wieku podbili pół świata. Po 4 godzinach jazdy dotarliśmy do fragmentów słynnego Muru Hadriana. Parking, obok staw i stroma ściana, a dalej resztki częściowo zrekonstruowanego muru obronnego oddzielającego północ od południa wyspy. Całość miała ok. 130 km. i nie stanowił granicy między Anglią, a Szkocją. Mimo zaleceń pilota by po kilku minutach wracać do autobusu i jechać dalej udaliśmy się na miejsce gdzie ocalał fragment muru by zrobić trochę zdjęć. W tamtą stronę prowadzi ulepszona szeroka ścieżka. Ze skały nad stawem jest ciekawy widok na fragmenty muru i okolice. Wszędzie zielono, większe i mniejsze skupiska drzew zasadzonych przez tubylców. W jednej z takich kęp odprawiona została msza święta. Znakomita sceneria. Następny etap to przejazd do Glasgow, dużego miasta z bogatymi choć niezbyt interesującymi kamienicami. Najpierw podjechaliśmy pod stadion Celticu, nie wiadomo po co, a później tam gdzie jest coś bardziej interesującego. W centrum duży plac, gdzie na miniaturowych boiskach rozgrywane były Mistrzostwa Świata bezdomnych. Z jednej strony placu jest ratusz, monumentalna budowla, inne skrzydła są mniej ciekawe. Niestety na zwiedzanie katedry, najważniejszego dla nas obiektu, było już za późno – była zamknięta, więc oglądaliśmy ją tylko z zewnątrz. Pora więc była udać się do Hotelu Metro Inn Falkirk gdzie spędziliśmy trzy noce!

Dzień 5., piątek, 15 lipca 2016 r.

W tym dniu było mniej przejazdów, a więcej spacerów. W programie zwiedzanie stolicy Szkocji Edynburga. Wyjazd jak zwykle o godz. 8.00. Autobus zatrzymał się pod ogromną bazaltową skałą, na której wzniesiono potężną twierdzę. Wspięliśmy się pod jego bramy by zobaczyć montowane trybuny dla zbliżającego się Festiwalu Kultury. To słynna na całą Europę cykliczna impreza. Na zwiedzanie zamku było jeszcze za wcześnie, więc udaliśmy się do Katedry pw. Św. Idziego Okazała, choć trochę „ciężka” 14 wieczna gotycka bryła z elementami architektury wcześniejszej, bez łuków odporowych ma niestety, jak większość protestanckich świątyń surowe wnętrze.

Najcenniejsza jest tu Kaplica Ostu Roberta Lonnera z 1910 r. ze znakomitą snycerką. W świątyni zdarzył się nieprzyjemny incydent, oto wg. pilota, za robienie zdjęć z fleszem cała grupa została obciążona ogromnymi kosztami – ilość osób razy 5 funtów. Świadka przy tym nie było i dla wielu uczestników wycieczki takie zdarzenie nie miało miejsca. Do końca wycieczki nie było wiarygodnego wyjaśnienia ze strony p. Wojciecha. Zamek w Edynburgu jest jednym z największych i najstarszych fortów Wlk. Brytanii. Na szczycie bazaltowej skały o wysokości 120 m. już w IX w. była jakaś twierdza, jednak większość murów pochodzi z XIV w. Najstarszym budynkiem na wzgórzu i w Edynburgu jest kaplica św. Małgorzaty z XII w. Zamek o dość mrocznym charakterze jest siedzibą garnizonu wojskowego, używanego w czasie różnych ceremonii i oficjalnych parad. Liczne ekspozycje muzealne w większości związane są z militarnym charakterem zamku (zbroje, mundury, odznaczenia, sztandary).

W Szkocji mieszka obecnie wielu Polaków, niektórzy z nich przybyli tuż po II wojnie światowej. Do nich należał legendarny niedźwiedź kapral Wojtek. Żołnierze armii gen. Władysława Andersa za tabliczkę czekolady, garść pieniędzy i szwajcarski nóż oficerski dostali go od perskiego chłopca w okolicach Hamadanu w Iranie. Kpr. Wojtek przeszedł cały szlak bojowy z armią Andersa, brał też udział w bitwie pod Monte Cassino, a po wojnie przywieziono go do Edynburga gdzie w miejscowym Zoo przeżył 13 lat. Ten dzielny syryjski niedźwiedź stał się tematem różnych opisów, publikacji, a nawet upamiętniono go pomnikami. Mamy ich coraz więcej na świecie, nie tylko w Polsce ( np. w Parku H. Jordana w Krakowie ). Stanął też 7 XI 2015 r. w Parku przy Princes Street w Edynburgu! Na cokole pomnika jest napis w j. polskim i angielskim: Za Waszą i naszą wolność”. W Szkocji jest też drugi pomnik kpr. Wojtka w Duns, dar mieszkańców Żagania (29 IV 2016 r.)

Wiele muzeów na wyspach brytyjskich nie pobiera opłat za zwiedzanie. Do tych należy Galeria malarstwa w Edynburgu. Tu znajduje się wiele cennych obrazów dzieł: Tintoretto, Pittoniego, Veronese, Tiepolo, Rubensa, Van Dycka, El Greco, Boticellego, Rafaela, Tycjana, Velazkeza, Goi . W sąsiednim budynku muzealnym eksponowane są dzieła impresjonistów. Tu pobiera się wysoką opłatę za wstępy.

A po dwugodzinnym zwiedzaniu kolejną atrakcją były zakupy w sklepie gdzie wszystko kosztuje po jednym funcie ( ok. 5 zł. ) Ja kupiłem 4 czekolady, 2 wagi ścienne, klej, pisaki, kapelusz, długopisy, wodę mineralną i inne. W drodze powrotnej oglądaliśmy jeszcze śluzy na kanale w Fakirku.

Dzień 6., sobota, 16 lipca 2016 r.

Ten dzień poświęcony był na wycieczkę po Szkocji. Wyjechaliśmy już o godz. 7.00. Była zimna, deszczowa pogoda, a ja jak poprzednio zamiast wziąć polar i kurtkę przeciwdeszczową wziąłem parasolkę. Na pierwszym postoju na stacji benzynowej znalazłem plik bezpłatnych gazet reklamowych. Włożyłem je pod koszule, a na plecach miałem plecak. To chroniło mnie przed dokuczliwym wiatrem. Szczególnie dawał się on we znaki nad j. Loch Lomond. Jezioro znajduje się na terenie Loch Lomond- The Trossachs National Park. To 4 Park Narodowy Wlk. Brytanii , ma powierzchnię 1865 km 2., zaś jezioro 71 km 2 i jest największym zbiornikiem wody pitnej całej wyspy. W miarę upływu czasu pogoda się poprawiła i przestało padać, więc ksiądz postanowił odprawić tu mszę święta. Znowu ruszyliśmy na północ wzdłuż Glen Coe, Wszędzie zielono, wszędzie góry i doliny, wszędzie mniejsze i większe wodospady. Przy jednym z nich zatrzymaliśmy się na chwilę. Piękne krajobrazy, ale nie tak piękne jak te w Norwegii, wodospady mniejsze mniej liczne, domy na trasie nie tak ciekawe jak te w Finlandii czy Norwegii . Może przez to odwoływanie się do obrazów z wypraw do innych krajów północnych niektórzy czuli się trochę rozczarowani! Nie dotyczy to może Fort Wiliam niewielkiego miasteczka nad Zatoką Loch Linnhe , najdalej wysuniętego punktu na północ naszej wyprawy. Ładne, czyste, o urozmaiconej architekturze. W tym mieście jak w każdej osadzie, miasteczku, mieście zadbano też o czyste przestronne bezpłatne toalety. Przy chłodnej, deszczowej pogodzie „zakład usługowy ulga” z reguły odwiedza się częściej!

Szkocja to ojczyzna whisky ! Nie wiadomo kto i kiedy wymyślił to „świństwo” ? To bez wątpienia najbardziej eksportowy szkocki towar na świecie. W tym kraju jest wiele destylarni „whisky” i może nie byłoby nic złego gdybyśmy zobaczyli taki zakład. Niestety odwiedziliśmy sklep firmowy, gdzie trunek jest znacznie droższy niż w marketach ( o ok. 25% niż w TESCO ). Butelki różnej wielkości, duże, średnie i małe, ale ceny nie takie „małe”! Trochę sfrustrowany opuszczałem duży murowany budynek nad rzeką! Stirling to ostatni punkt programu tego dnia. Miasto nad rzeką Forth ok. 50 tys. mieszkańców. Znajdujący się tu renesansowy zamek królów szkockich z końca XV w. był ulubioną rezydencją Stuartów. W 1543 r. był miejscem koronacji Marii Stuart, późniejszej królowej Szkocji. Niestety niefrasobliwość kilku osób, z „derekcji” , którzy spóźnili się na odjazd autobusu z pod wieży widokowej sprawiło, że oglądaliśmy zamek z zewnątrz. To stało się już niestety niezbyt dobrym obyczajem.

Dzień 7., niedziela, 17 lipca 2016 r.

Niestety przyszła pora na opuszczenie Szkocji. Znowu bardzo długi przejazd ( ok. 700 km. ) i trochę zwiedzania. Ok. godz. 2 p m. dotarliśmy do Yorku miasta 200 tys. , ale jego historia liczy ponad 2 000 lat. Az do XIX w. było największym miastem płn. Anglii. Są tu ślady Wikingów i Rzymian. Tu w 211 r. zmarł cesarz Septymiusz Sever i Chlorus- ojciec Konstantyna Wielkiego w 306 r. Ciekawe, że cesarzem w tym mieście obwołany przez legiony został pierwszy chrześcijański cesarz Konstantyn Wielki w 306 r. W 866 r. York zdobyli Wikingowie, a niespełna sto lat później (954 r. ) wypędzono Eryka Krwawego Topora, a jego ziemie włączono do jednoczącej sią Anglii. Jednak w ciągu dwóch godzin niewiele mogliśmy zobaczyć. Skupiliśmy się więc na zwiedzaniu najważniejszego zabytku miasta- katedry. Romańska świątynia przebudowywana kilkakrotnie została ukończona w 1472 r. Do jej budowy użyto wapieni z kamieniołomu w Tadeaster. Jest największą średniowieczną katedrą północnej Europy (160x76 m ). Obok prezbiterium znajduje się obszerny ośmiokątny kapitularz, a od strony wschodniej największy, średniowieczny witraż w Europie ( 1405-1408 ) Świątynia posiada interesujące łuki odporowe. Od 1567 r należy do Anglikanów, więc jak wszystkie protestanckie świątynie jej imponujące wnętrze jest bardzo skromne. Mimo, że nie ma tu tak pięknego wyrafinowanego detalu jak w przypadku gotyckich katedr północnej Francji , jednak rozmiary muszą szokować, a spędzone tam chwile były prawdziwą ucztą duchową! Tego dnia czekała nas jeszcze wizyta w uniwersyteckim Cambridge. Odległe o 80 km od Londynu miasto nad rz. Cam. Tu znajduje się jeden z najstarszych uniwersytetów w Europie i drugi w Anglii po Oxfordzie. Struktura bardzo podobna. Został założony w 1209 r. Późny przyjazd do Cambridge i konieczność dotarcia na nocleg odległy o ok. 200 km. sprawił, że ograniczyliśmy się jedynie do oglądania fasad głównie budynków uniwersyteckich. Kolegium Św. Trójcy, Św. Jana. Corpus Christi należą do najbardziej reprezentacyjnych. Jak w Oksfordzie i tu na ulicach było dużo młodzieży, co nie tylko w Wlk. Brytanii, ale w całej starzejącej się Europie jest niemałą osobliwością.

Dzień 8., poniedziałek, 18 lipca 2016 r.

Hotel IBIS London, ostatni nocleg w Wlk. Brytanii wreszcie mógł nas usatysfakcjonować. Z Józkiem Partyką otrzymałem pokój trzyosobowy, dużo miejsca, czysto i co ważne było trochę czasu na odpoczynek, słowem pełny komfort. Śniadanie o godz. 7.00, dość smaczne( szynka, żółty ser, masło, owoce, dżem, bułeczki, chleb tostowy, musli, a do picia kawa, herbata, czekolada, różne soki i woda ) Szczególnie musli bardzo mi smakowało, więc wziąłem sobie dwie miseczki, a efekt był wiadomy, biegunka. Przez pół dnia bardzo się męczyłem. . Zamiast autobusem dojechać do centrum Londynu, pilot zaproponował podjazd pod początkową stację metra Upminster i przejazd do stacji Westminster. Po blisko godzinie jazdy dotarliśmy do celu, a gdy wyszliśmy na zewnątrz zobaczyliśmy ogromną bryłę największego w Europie budynku Parlamentu i słynny Big Ben. By je lepiej zobaczyć przeszliśmy na drugi brzeg Tamizy. Po kiepskim wykładzie p. Wojtka i sesji zdjęciowej wróciliśmy pod Big Ben, a następnie podeszli pod Westminster Aby – najważniejszą świątynie Londynu, gdzie zostali pochowani prawie wszyscy królowie Anglii. Być może 20 funtów za bilet wejściowy, a może długa kolejka do wejścia sprawiła, że szybkim krokiem ominęliśmy i ten zabytek. Cóż kilka godzin, zamiast kilka dni na zwiedzanie Londynu wystarczyło jedynie na szybki spacer po mieście i oglądanie fasad najważniejszych zabytków. By zobaczyć Pałac Królowej trzeba było przejść przez Park św. Jana. Gdy inni mogli spokojnie spacerować po parku ja musiałem szukać WC. Ale znalazłem. Później dobiegłem pod Pałac Królowej oblegany przez tłumy turystów, zrobiłem kilka zdjęć i nieco zdenerwowany zacząłem się rozglądać za grupą. W międzyczasie byłem świadkiem przemarszu orkiestry pod Pałac Królowej. Później już z grupą udaliśmy się na plac gdzie odbywały się kiedyś defilady. Jedno skrzydło otwarte jest na park, inne to fasada Pałacu Generalicji, a jeszcze inne z bramą, w której młody człowiek siedział na koniu, pełniąc wartę? W bliskim sąsiedztwie znajduje się Pałac Premiera i Pomnik kobiet 1939-1945, a w odległości ok. 200 m. Plac Trafalgar z ogromnym pomnikiem Nelsona. Na tym placu znajduje się Muzeum Narodowe- cenna galeria malarstwa europejskiego, którego zwiedzanie było ostatnim punktem programu. Później był obiad w restauracji chińskiej, przejazd metrem do stacji Upminster. Autobus już czekał, nikt się nie spóźnił , nie było korków na trasie, kontrola dokumentów przebiegała b. sprawnie, a jednak znowu spóźniliśmy się na prom. Trzeba było czekać na rozpalonej słońcem betonowej płycie ok. 90 minut. Bez wątpienia to była zasługa p. pilota. Zawsze był zadowolony, pewny siebie, zawsze było dobrze, to było żenujące. Sprawa pilota wymaga odrębnego omówienia. By zneutralizować powszechne oburzenie ksiądz Maciej zaproponował odprawienie mszy świętej. Wkrótce po jej zakończeniu wjechaliśmy na prom, a do Dunkierki dotarliśmy o 23..15. Tym razem w „programie” był hotel robotniczy. W malutkim pokoju dwuosobowym bez łazienki, dwie szczupłe osoby mogły się jakoś zmieścić, ale w podobnym trzy starsze panie? Siedzący przy wejściu robotnicy z Portugalii kręcili głowami ze zdziwienia jaki luksusowy hotel sobie wybraliśmy. Dla pełnego obrazu dodam, że i śniadanie było na podobnym poziomie, czyli tzw. „kontynentalne”; bułeczka, serek, masełko i miodzik. Pięcioletnie dziecko może zaspokoiło by głód, ale nie dorośli ludzie w podróży.

Dzień 9., wtorek, 19 lipca 2016 r.

Przepisy zmuszają kierowców by co pewien czas robili przerwy 9- godzinne na odpoczynek i to sprawia, że kierowca nie można pracować bez ograniczeń. Oto przyczyna dlaczego w kierunku Brukseli wyruszyliśmy o godzinie 9.00. Wcześniej była msza święta. Tym razem nie było żadnych zakłóceń w przejeździe, nawet w poruszaniu się po Brukseli. Ku naszemu zdumieniu podjechaliśmy w bezpośrednie sąsiedztwo Grand Plac. Podobno kiedyś miasto było rozkopane, wykonywane były różne prace inżynierskie i budowlane, ale dziś wszystko wydaje się uporządkowane i bez żadnych przeszkód można się poruszać. Dotarliśmy do Grand Plac, gdzie wspaniałe , pozłacane fasady domów cechowych i bogato zdobiony gotycki Hotel de Ville to znakomite miejsce na relaks. Tu można poznać smak brukselskiej przeszłości i jej teraźniejszości jako stolicy Europy. Jednak dla historyka sztuki różnica między Rynkiem krakowskim, a Grand Place jest taka jak między złotem, a tombakiem. Do symboli tego miasta, jego „beztroskiego ducha” należy maleńki posążek siusiającego chłopca- Manneken Pis. Tu zawsze są tłumy turystów, więcej niż na wzgórzu ponad rue Marche w brukselskiej katedrze. Kiedyś dominowała nad miastem, ale dziś niestety zasłaniają ją nowoczesne bloki. Jej budowę rozpoczęto w 1220 r. i poświęcono św. Michałowi i Gudule. Zniszczona w czasie Odrodzenia, częściowo odnowiona przez Napoleona. Klejnotem świątyni są szesnastowieczne witraże w transepcie, przedstawiające chwałę Habsburgów. W Brukseli oglądaliśmy też Gmach Parlamentu Europejskiego i siedzibę Rady Europejskiej. Zarówno budynek parlamentu, jak i okolice robią duże wrażenie. Centralna część stanowi okrągła przeszklona forma, która połączona za pomocą przełączki z drugim, nieco mniejszym, także przeszklonym budynkiem. W Brukseli znajduje się również siedziba powołanej do życia 24 VIII 1949 r. NATO. Opuszczając to miasto mogliśmy z autobusu zrobić kilka zdjęć budynków tej instytucji! Około 19.00 dotarliśmy do hotelu Kolonii. Najpierw dość obfita kolacja, a później było zakwaterowanie w ładnym trzyosobowym pokoju. Wreszcie z Józkiem mogliśmy trochę odpocząć i spokojnie przygotować się do uciążliwego powrotu do Krakowa.

Dzień 10 środa 20 lipca 2016 r. Kolonia czwarte miasto Niemiec – 405,2 km2 i ok. 1,1 mln mieszkańców. Została założona przez Rzymian w 38 r. p.n. e. Wizytówką miasta jest uniwersytet i katedra budowana od 1248 r. do 1880 r. Wieże świątyni należą do najwyższych na świecie i mają po 157 m. wysokości. Tu spoczywa królowa Rycheza. W 2005 r. w Kolonii odbyły się Światowe Dni Młodzieży z udziałem Ojca świętego Benedykta XVI.

Jedynym punktem programu tego dnia było zwiedzanie Katedry. Tuż po jej otwarciu ok. 7.30 mogliśmy wejść nie płacąc za bilety wstępu i spokojnie zwiedzać, robić zdjęcia i filmować. Czasu miałem dużo więc z każdej strony, każdy detal starałem się dokładnie sfilmować. Z tej „sesji” filmowej jestem bardzo zadowolony! Około godz. 8.00 zamknięto wejście główne i można było wejść tylko bocznymi drzwiami. O tej porze w bocznej kaplicy biskup, niemiecki i polscy kapłani rozpoczęli msze święta. Uczestniczyli w niej nie tylko pielgrzymi z Krakowa, ale i garstka miejscowych wiernych. Przed odjazdem pilot zarządził przerwę na toaletę. Obok katedry znajduje się Dworzec kolejowy i tam wszyscy ruszyli „z kopyta”. Znaleziono ją bez problemu, a przed wejściem bramka jak w muzeum. By ją przekroczyć trzeba wrzucić 1 Euro. Jeśli ktoś nie ma monet, może rozmienić banknoty w stojącej obok maszynie. Ot nowoczesność wkracza do WC! Punktualnie o godz. 9.00 ruszyliśmy w daleką drogę przez pół Europy. Dobre autostrady, sprawny autobus, krótkie przerwy na trasie i tylko jeden zjazd w Katowicach ( gdzie wysiadł pilot) sprawił, ze gdy dwanaście razy wybił zegar z wieży na Wawelu nasz autobus zatrzymał się pod kościołem św. Stanisława Kostki. Zwykle jeszcze wszyscy się żegnają osobiście, ale nim z Józkiem wyszliśmy na zewnątrz, już co najmniej połowa uczestników odjechała prywatnymi samochodami lub taksówkami. Taki to ponoć dziwny tu obyczaj. Wyprawa dobiegła końca!

Refleksje końcowe

Upłynęło kilka dni od powrotu z pielgrzymki Szkocja- Anglia, emocje opadły. Pora na krótkie podsumowanie. Jak każda opinia i ta nie jest w pełni obiektywna, więc postaram się oddać atmosferę jaka panowała w ciągu tych dziesięciu dni, od wyjazdu z Krakowa, do jego powrotu. Rozmawiałem z uczestnikami, słuchałem co mówią, szczególnie tych co siedzieli w tylnej części autobusu, a więc mniej zadowolonych.

Wielokrotnie prowadziłem pielgrzymki do Italii na spotkanie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II i niemal zawsze byli to świetni ludzie, zdyscyplinowani, uprzejmi, grzeczni, skromni, niekonfliktowi. Tak było i tym razem. Z Kołem PTTK „Pielgrzym” wędrowałem po raz pierwszy i w gronie pięćdziesięciu uczestników poznałem wielu ciekawych, uczynnych, głęboko wierzących katolików i szczerze kochających swoją Ojczyznę Polskę! To znakomity, zgrany zespół od lat wędrujący po Polsce i Europie. Ta forma modlitwy, duszpasterstwo turystyczne jest coraz bardziej popularna. Zwiedzanie świątyń, i pałaców, cudów architektury, cudów natury, nauka historii, poznawanie kultury i obyczajów różnych narodów to także jest modlitwa. Obcowanie z przyrodą, msze święte w plenerze to szczególne doświadczenie tej pielgrzymki. O mankamentach pielgrzymki pisałem na początku. Z pewnością zreformowania wymaga sposób przydzielania miejsc. Wiele do życzenia na naszej wyprawie pozostawała realizacja programu, sposób rozliczenia i kwalifikacje pilota. Ten człowiek nie bardzo był świadomy, że uczestnikami byli w wielu przypadkach ludzie o wielkiej wiedzy i kulturze, Jego zachowanie, brak odpowiedniej wiedzy, niefrasobliwość, samozadowolenie nawet w sytuacjach przykrych wpadek musiała żenować. Żenujące więc nie tylko w moim odczuciu były i te podziękowania na końcu pielgrzymki. Choć należy wyciągnąć wnioski z tej lekcji, jednak najważniejsze jest to, że wyprawa zakończyła się szczęśliwie, że wszystkim dopisywało zdrowie i dobry humor.

Zapraszam do przeczytania i obejrzenia relacji "amatorskiego fotoreportera angielsko-szkockiego", Juliana Ślusarczyka (linki do zdjęć znajdują się w pliku pdf)

Reportaż Juliana Ślusarczyka

yka