Tajlandia - Laos - Kambodża 2015
Tyle już razy pisałem o swych wprawach na Daleki Wschód, a myślę, że to jeszcze nie koniec...? Pamiętam jak po trzeciej, bardzo udanej wyprawie do Indii w 2006, zadowolona Krysia i Janina powiedziały: "Było bardzo fajnie, wymyśl coś na przyszły rok. Pojedziemy znowu!" Czemu nie, kiedy już prawie miałem komplet uczestników? Zaproponowałem Daleki Wschód, który kilkakrotnie odwiedziłem wcześniej i sam go przemierzyłem ( jako jeden z pierwszych Polaków- Laos, Tajlandię, Kambodże i Wietnam ). Planowałem dwie, może trzy wyprawy, a tymczasem pomysł z Dalekim Wschodem okazał się przysłowiowym strzałem w "dziesiątkę". W ostatnich siedmiu latach, co roku, w czasie 22-25 dni wędrowaliśmy w grupach 7 do 12 osób, ale raz było 13, a dwa lata temu tylko 4 osoby. Na czym polego urok wypraw na Daleki Wschód?
Za każdym razem jest ta sama trasa, nieco tylko udoskonalona. Goszczą nas Ci sami ludzie w hotelach lub w swoich guesthaus-ach. Traktują nas jak członków rodziny, są mili, uprzejmi,życzliwi. Jesteśmy dla nich stałym klientem, który będzie ich reklamował i znowu kiedyś tu przyjedzie. Trudno zaprzeczyć, że jest tam dobry standard.
Łatwość przemieszczania się ( naprawdę dobry, urozmaicony transport- autobusy, kolej, tuk- tuki, minibusy ), od hotelu do hotelu, przechowywanie niepotrzebnego bagażu w Bangkoku w czasie wyjazdu do Laosu i Kambodzy, sprawia, że pokonywanie nawet dużych odległości nie jest zbyt uciążliwe. Trzeba przypomnieć, że taka kilkuosobowa grupa jest bardzo mobilna i choć prawie zawsze jest dobrze to jednak zawsze można coś ulepszyć, zmienić. Nie jest to możliwe w przypadku dużych zorganizowanych grup.Cena też jest trochę niższa niż przez biuro podróży. Na uwagę zasługuje także świetna kuchnia, dobra pora roku na wędrówkę ( w styczniu jest tam aura jak u nas w lipcu ) i ogromną ilość różnych atrakcji turystycznych. Wspomnę jeszcze to, że Tajlandia, Laos i Kambodża są krajami gdzie turysta czuje się bardzo bezpiecznie, gdzie można odpocząć i kupić coś interesującego. Tylko do Turcji jeździłem częściej, a więc musi być tam coś szczególnego?
Wobec powyższego można postawić pytanie; czy to już koniec wyjazdów do Indochin? Chyba nie, bo ciągle są chętni na takie wyjazdy, koledzy, przyjaciele, znajomi i osoby, które lubią przygodę, które "czują bluesa". Bardzo inspirująca do organizacji kolejnych wypraw była ta ostatnia z listopada/grudnia 2013 r. Rok przygotowań, dziesiątki emaili i telefonów, staranny dobór uczestników, indywidualne spotkania itd. to zaowocowało wspaniałą atmosferą w trakcie wyprawy. Wszyscy wiedzieli po co tam jadą, wszyscy chcieli tego samego, przeżyć wielką przygodę. Dwie osoby, Bożenka i jej córka Karolina z Wrocławia oczarowane ludźmi, kuchnią, klimatem, przyrodą i bajecznie pięknymi świątyniami postanowiły przeżyć dalekowschodnią przygodę jeszcze raz. Ania z Żelechowa wielka pasjonatka egzotycznych podróży przymierzała się już wcześniej do tego wyjazdu, tym razem się udało. Krzysiek z Włocławka i Paweł z Warszawy sporo już widzieli, ale nie byli na Dalekim Wschodzie i podjęli decyzję o wyjeździe niemal natychmiast. Krzysiek i Ania by mnie poznać byli na mojej wystawie fotograficznej w Warszawie, a Pawel nawet przyjechał do Krakowa, gdzie spędziliśmy miłą niedzielę. Tylko z Wojtkiem i jego sympatią z Olsztyna i oraz z Anią z Rzeszowa był nieco luźniejszy kontakt. Ale ten sposób podróżowania bardzo im się spodobał. Byli wspaniali, sprawdzili się. Sprawdzili się wszyscy, wszyscy się polubili, a dowodem tego jest planowane spotkanie w Krakowie w dniu 23 maja połączone ze zbiorową wystawą fotograficzną "SMAKOWANIE ŚWIATA - DALEKI WSCHÓD".
W dobie wszechobecnej komercji, ogromnego pośpiechu, braku czasu i pieniędzy, bylejakości, serdeczne pożegnania, wymiana adresów, planowanie kolejnych spotkań i wyjazdów wspólnych wystaw to wielka osobliwość. Często wspólne, wielotygodniowe wyprawy kończą się tym, że na lotnisku każdy ucieka w inną stronę, nawet bez pożegnania. Ludzie zapominają, że przez swe roszczeniowe podejście i arogancję psują urlop nie tylko sobie ale również innym uczestnikom wyprawy. Staranny dobór uczestników na moich wyprawach sprawia, że są to bardzo sporadyczne przypadki. Chyba zawsze zapamiętają sobie uczestnicy wyprawy Tajlandia 2010 parę z Leszna, Milenę M. i Mikołaja Z. Wspomnę, że tylko moja prośba sprawiła, że nie zostali zatrzymani przez laotańskiego celnika za skandaliczne zachowanie na granicy z Tajlandią!
Wracając do ostatniej niezwykle udanej wyprawy, chciałbym jeszcze raz wszystkim jej uczestnikom bardzo serdecznie podziękować, za tą wspaniałą przygodę nad Mekongiem. Coraz więcej jest takich, co zaczynają ze mną, a później sami po pokonaniu strachu i swego "kompleksu" wędrują po świecie. Wszystkiego można się nauczyć! Zapraszam więc na wyprawę!